Simon Critchley (ur. 1960) wcześnie stał się gwiazdą brytyjskiej filozofii, ekspertem od filozofii „kontynentalnej”. Toteż jego rozprawka o humorze sięga do filozofii egzystencjalnej i fenomenologii. Owszem, to nie jest śmieszne. Teoria humoru wszakże nie ma być zabawna. Może być za to lekka, a powinna być – przekonująca. I taka właśnie jest książka Critchleya. Autor buduje własną koncepcję natury śmiechu, wprowadza do gry odmienny z natury uśmiech i – mimo wszystko – przywołuje kilka dowcipów do opowiedzenia w dobrym towarzystwie. W swej próbie fenomenologii humoru rozważa jego sens społeczny, typy i tematykę (humor etniczny, ludzie a zwierzęta, człowiek-maszyna itd.). Śmiech, rzecz specyficznie ludzka, stanowi w jego opinii pewien krytyczny sposób samorozpoznania naszego bycia-w-świecie i drogę do jego naprawy. Czy więc humor w swej poznawczo-naprawczej funkcji prowadzi do likwidacji przyczyn komizmu? Niezupełnie – śmiech ma u Critchleya egzystencjalny wymiar, ukazuje niespójności, ale na koniec znikomość naszego bytu. Wyzwala. Veni, vidi, risi – przyszedłem, zobaczyłem, uśmiałem się.